Przedstawiamy relację z panelu dyskusyjnego „Rola Państwowej Inspekcji Pracy w systemie ochrony sygnalistów”, który odbył się podczas webinaru Państwowej Inspekcji Pracy „Sygnaliści – czy jesteśmy na to gotowi?”, 17 września 2024 roku.
Moderatorką dyskusji była Mirosława Brzostek-Kleszcz, zastępca dyrektora Departamentu Prawa Pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W debacie uczestniczyli: prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk z Katedry Prawa Pracy i Polityki Społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, Paweł Śmigielski, dyrektor Wydziału Prawno-Interwencyjnego w Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych, Juliusz Wrębiak, z Departamentu Prawa Pracy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, oraz Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy,
Mirosława Brzostek-Kleszcz otwierając dyskusję na temat roli Państwowej Inspekcji Pracy w systemie ochrony sygnalistów, stwierdziła, że wydaje się on przewrotny po wykreśleniu prawa pracy z zakresu przedmiotowego ustawy. Postawiła pytanie czy zatem jest o czym dyskutować?
– Rzeczywiście, gdyby prawo pracy mieściło się nadal w zakresie przedmiotowym ustawy i można by było dokonywać zgłoszeń sygnalnych w zakresie prawa pracy, ta dyskusja dzisiaj miałaby inny wymiar – odpowiedział Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy. – Po wykreśleniu prawa pracy nie będzie zgłoszeń zewnętrznych do Państwowej Inspekcji Pracy. Nie zmienia to faktu, że Państwowa Inspekcja Pracy odegra w tym swoją rolę. Chociażby dlatego, że mamy przewidziane „działania odwetowe wobec sygnalisty-pracownika”. Zakres tych działań odwetowych jest bardzo szeroki i – jeżeli spojrzymy na katalog zachowań, które może podjąć pracodawca wobec sygnalisty-pracownika – to wpisuje się on w zakres działania Państwowej Inspekcji Pracy. Jeżeli pracodawca podejmie działania odwetowe wobec pracownika-sygnalisty, to jedyną instytucją, do której będzie się on mógł zwrócić, prosząc o interwencję, będzie Państwowa Inspekcja Pracy.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy:
Inspektor pracy zbada skargę zgodnie z właściwością, którą ma Państwowa Inspekcja Pracy, czyli oceni, czy doszło do naruszenia prawa pracy, czy też nie. Natomiast nie będzie w stanie ocenić, czy mamy do czynienia z sygnalistą, czy są to działania o charakterze odwetowym, ponieważ Państwowa Inspekcja Pracy nie ma w tym zakresie żadnych uprawnień.
Państwowa Inspekcja Pracy nie będzie przeprowadzać czynności kontrolnych pod kątem przestrzegania zapisów ustawy o ochronie sygnalistów. To nie jest nasza właściwość. Uważam też, że jeżeli chodzi o brak procedury zgłoszeń wewnętrznych nie jesteśmy uprawnieni do tego, by być oskarżycielem publicznym – dodał Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy. – Orzekanie w tego typu sprawach będzie należało do policji. My jedynie poinformujemy sygnalistę czy osobę, która dokona zgłoszenia, o tym, że podmiot prawny nie opracował procedury zgłoszeń wewnętrznych, a oskarżycielem w tego typu sprawach jest policja, co wynika z Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, z artykułu 17, paragraf 1.
Państwowa Inspekcja Pracy nie jest uprawniona do weryfikowania zapisów ustawy o ochronie sygnalistów.
– Jak patrzę na tę ustawę, to coraz bardziej nabieram przekonania, że formalizuje procedury. Na dodatek z przepisów wynika, że człowiek, który błędnie zgłosi na przykład naruszenie bhp do nieodpowiedniego organu, nie będzie sygnalistą – stwierdził prof. Arkadiusz Sobczyk, z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Ale chyba wszyscy zgodzimy się, że nie może on być z tego powodu szykanowany. Innymi słowy, moim zdaniem, wszystkie osoby, które w dobrej wierze zgłoszą naruszenie prawa i – uwaga! – gdziekolwiek to zrobią, muszą być chronione, bo na tym polega system praworządności.
prof. Arkadiusz Sobczyk, z Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Człowiek, który wykonuje swój publiczny obowiązek – artykuł 82 Konstytucji RP (dotyczy obywatela i dbałości o dobro wspólne) – musi być chroniony. Dlatego wydaje mi się, że Państwowa Inspekcja Pracy będzie miała jeszcze przestrzeń do ochrony osób niebędących formalnie sygnalistami, oczywiście pod warunkiem, że te osoby działały w dobrej wierze.
Z kolei Juliusz Wrębiak stwierdził, że prawdopodobnie Państwowa Inspekcja Pracy będzie przyjmować dużo zgłoszeń, które nie będą adresowane do niej. Jako do organu cieszącego się wysokim zaufaniem publicznym stanie się ich adresatem.
– No i zgadzam się z Głównym Inspektorem Pracy, że największe wyzwanie będzie związane z działaniami odwetowymi podejmowanymi wobec sygnalistów – dodał Juliusz Wrębiak. – Chociaż zakres przedmiotowy nie dotyczy zbytnio Państwowej Inspekcji Pracy, to trzeba brać jednak pod uwagę, że każdy potencjalny sygnalista równa się potencjalne działania odwetowe.
– Przyznam szczerze, że ze smutkiem wysłuchałem słów Głównego Inspektora Pracy, ale niestety takie są realia – zaznaczył Paweł Śmigielski. – Faktycznie przepisy o ochronie sygnalistów nie wprowadziły żadnych nowych obowiązków dla Państwowej Inspekcji Pracy. Gdy nie ma w ustawie prawa pracy, to żadna z tych dziedzin nie mieści się wprost w katalogu zainteresowań Inspekcji Pracy. Chciałbym być optymistą, obawiam się jednak, że w wielu zakładach pracy pojawią się niestety jakieś działania odwetowe. Mamy przecież różnych pracodawców. I tak sobie myślę po cichu, że czeka nas zalew skarg do Państwowej Inspekcji Pracy. Pracownicy mogą rozumować w ten sposób, że skoro w procedurze zgłoszeń wewnętrznych jest przewidziane prawo pracy, mobbing, dyskryminacja czy kwestie bhp, to w ślad za zgłoszeniem wewnętrznym może iść zgłoszenie zewnętrzne do Państwowej Inspekcji Pracy. I inspekcja pracy będzie takie skargi rozpatrywała, tylko – jak rozumiem – w zwykłym trybie, przewidzianym w ustawie o Państwowej Inspekcji Pracy.
– Też uważam, że skarg będzie bardzo dużo – odpowiedział Marcin Stanecki. – Natomiast przypomnę, że w ustawie o Państwowej Inspekcji Pracy mamy artykuł 44 ustęp 3, który stanowi, że inspektor nie może bez zgody skarżącego ujawnić jego danych. Od dawna zatem zapewniamy anonimowość. Dlatego myślę, że ustawa o Państwowej Inspekcji Pracy była prekursorem ustawy o ochronie sygnalistów.
– Ja jednak wciąż mam problem, żeby dostrzec w tej ustawie wartość dodaną w stosunku do prawa pracy. Przecież każde wypowiedzenie umowy, każda czynność negatywna, która szykanuje człowieka za to, że zachował się zgodnie z konstytucją, jest naruszeniem prawa – podkreślił prof. Arkadiusz Sobczyk. – Czyli nie wolno szykanować osoby, która nie jest sygnalistą w rozumieniu tej ustawy, a która złoży zawiadomienie o naruszeniu prawa. Do tego nie potrzebuję ustawy. Ustawa daje mi tylko ochronę karną, daje mi odwrócenie ciężaru dowodu i daje mi sankcje. Teza, że wolno zwolnić człowieka, który doniesie o tym, że w kopalni naruszane jest bhp, bo nie jest sygnalistą, jest nie do obrony. A nawiązując do wypowiedzi pana Pawła Śmigielskiego, moim zdaniem, trzeba wprowadzić ochronę pracownika, ale inną, prostszą. Po prostu każdy, kto złoży zawiadomienie, powinien mieć takie samo prawo.
Juliusz Wrębiak zapytał: Jestem bardzo ciekawy tej ochrony, która pan profesor zaproponował. Jak ona miałby wyglądać pod względem formalnym?
– Zacznijmy od prostego pytania: czy mogę zwolnić człowieka, który złożył zawiadomienie? Oczywiście, że nie, bo to jest nieuzasadnione – odpowiedział prof. Arkadiusz Sobczyk. – Ale idźmy dalej: czy mogę zwolnić człowieka pracującego na umowie zlecenia? Dołożyłbym do Kodeksu pracy przepisy, które rozwiałyby wątpliwości. Wystarczy dodać trzy przepisy do Kodeksu i mamy sytuację, w której każde zawiadomienie, podkreślam, każde i zgłoszone komukolwiek będzie chroniło człowieka. Dlatego w moim przekonaniu państwo polskie ma kapitalną przestrzeń, żeby wprowadzić przepisy właśnie dzięki temu, że do ustawy nie wpisano prawa pracy.
– Zastanówmy się teraz, czy obecnie sygnalista jest chroniony. Nie! Chroniony jest ten sygnalista, który miał wiedzę, jak dokonać zgłoszenia. Bo co musi zrobić w sądzie sygnalista? On musi w sądzie wykazać, że jest sygnalistą. A w jaki sposób? Jeśli będzie sygnalistą zewnętrznym, to dostanie odpowiednie zaświadczenie. A jeśli będzie wewnętrznym? To nie ma nic. Żebyśmy nie mieli wątpliwości: ciężar dowodu przechodzi dopiero w momencie, kiedy ma się status sygnalisty. I trzeba będzie tego statusu dowieść przed sądem – kontynuował prof. Arkadiusz Sobczyk. – To są poważne argumenty za tym, że także organy zakładowe, w ramach dalszego kontaktu z sygnalistą, powinny wydawać sygnalistom zaświadczenia. Ponieważ nikt inny ich nie wystawi.
– Czy ja dobrze zrozumiałem, panie profesorze, pan uważa, że brak wydawania tego zaświadczenia o byciu sygnalistą przez organ wewnętrzny jest poważną wadą tej ustawy? – zapytał Paweł Śmigielski.
Prof. Arkadiusz Sobczyk odpowiedział: Oczywiście. Porozmawiajmy jak prawnicy. Ciężar dowodu jest odwrócony, kiedy ja wykażę, że jestem sygnalistą. Tylko jak ja to wykażę? Przy zgłoszeniach wewnętrznych pracodawca w ogóle nie powinien wiedzieć, że jestem sygnalistą. No, chyba że pojawią się działania następcze, i to jeszcze mnie dotyczące. Dlatego tak się upieram, że musimy wprowadzić procedury weryfikacji zgłoszeń, zakończone wydaniem sygnaliście zaświadczenia. Przyznam, że jestem zdziwiony, że to budziło kontrowersje, bo to działanie absolutnie propracownicze.
– Z całym szacunkiem, nie zgadzam się – stwierdził Marcin Stanecki. – Bycie sygnalistą jest, moim zdaniem, teoretycznie proste. Musimy działać w dobrej wierze, przekazać informacje o naruszeniu prawa, mieszczącą się w zakresie przedmiotowym, no i musi być kontekst związany z pracą – czyli musimy być pracownikiem, wolontariuszem, stażystą... W kontekście wypowiedzi pana profesora, kto takie postępowanie wyjaśniające przeprowadzi? W jaki sposób urzędnik, mający strzępek wiedzy od sygnalisty, może zweryfikować prawdziwość informacji na podstawie jednego pisma, które do niego trafi? Jak on może z pełną odpowiedzialnością wydać decyzję administracyjną? Jak on ma przeprowadzić to postępowanie wyjaśniające, dowodowe, skoro krąg dowodów ma ograniczony, a nie może wejść do zakładu, żeby to zweryfikować. Bo nie mówimy tu o Państwowej Inspekcji Pracy, ale o urzędach, na przykład o Urzędzie Zamówień Publicznych, który dostanie informację od tego sygnalisty, że zakładzie pracy są nieprawidłowości. Postępowanie wyjaśniające jest ideą może słuszną, ale sprawdziłoby się w jakimś idealnym państwie, w idealnych warunkach. Natomiast obecnie nie widzę tego w praktyce.
Arkadiusz Sobczyk odpowiedział: Jak mówiłem, pracownik będzie musiał udowodnić w sądzie, że jest sygnalistą. Nie tylko powiedzieć, ale udowodnić. W gruncie rzeczy bez tych zaświadczeń ustawa jest bezzębna. Ponieważ to pracownik będzie udowadniał, że jest sygnalistą, w sytuacji, kiedy państwo powinno mu pomóc w tym dowodzie i powiedzieć: „tak, jesteś sygnalistą”. Zwłaszcza że sygnalistą jest się z mocy prawa.
– Zastanawiam się, czy informacja zwrotna nie mogłaby stanowić takiego quasi-zaświadczenia – powiedział Juliusz Wrębiak.
– Niestety nie może – uznał Arkadiusz Sobczyk. – Obecnie, moim zdaniem, informacja zwrotna jest bezwartościowa, dlatego że przyjmujemy zgłoszenie z automatu. Ja tylko wskazuję, że przy dzisiejszej wykładni mamy jedynie pewne domniemania wynikające z dokumentów, ale konieczne jest zaświadczenie, które jest dokumentem urzędowym!
prof. Arkadiusz Sobczyk, z Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Zwracam się do tych, którzy zgodzą się być zakładowymi organami przyjmującymi zgłoszenia sygnalistów. Mieszczą się państwo w definicji przepisu korupcyjnego! Jeżeli państwo się ugną przed przełożonym i w imię interesu własnego nie przeprowadzą postępowania właściwie, odpowiadają karnie. Proszę o tym pamiętać. To nie jest zabawa.
– Pojawił się tutaj wątek rozróżniający skargę pracowniczą od zgłoszenia sygnalnego, które będą przekazywane do Państwowej Inspekcji Pracy. Jakie działania będzie mogła podjąć inspekcja pracy, jak będzie rozróżniać te zgłoszenia? – zapytała Mirosława Brzostek-Kleszcz.
Marcin Stanecki zwrócił uwagę na fakt, że skoro inspekcja jest organem przyjmującym sygnalne zgłoszenia zewnętrzne w bardzo ograniczonym zakresie, to urząd będzie rozpatrywał większość skarg w obowiązującym trybie przyjmowania, wynikającym z ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy.
– A jak w kontekście sygnalistów widzą rolę Państwowej Inspekcji Pracy związki zawodowe? – postawiła kolejne pytanie Mirosława Brzostek-Kleszcz.
Odpowiedział na nie Paweł Śmigielski: Przede wszystkim chcę powiedzieć, że z zainteresowaniem biorę udział w tym panelu, dlatego że byłem ciekaw, jak Państwowa Inspekcja Pracy odnajduje się w kontekście ustawy o ochronie sygnalistów. Generalnie my jesteśmy bardzo blisko Państwowej Inspekcji Pracy, zawsze postulowaliśmy jej wzmocnienie, także finansowe. Jeśli chodzi o tę ustawę, widzimy działalność inspekcji w kontekście działań odwetowych i przyjmowania skarg. Pamiętajmy, że przez wiele miesięcy w przestrzeni publicznej przy ustawie o sygnalistach pojawiało się prawo pracy. I to pozostało w świadomości – wiara w to, że Państwowa Inspekcja Pracy, czyli organ z zasady najbliżej pracownika, będzie się z automatu zajmowała zgłoszeniami, które w mniemaniu zgłaszającego będą sygnalizowaniem naruszeń. A w rezultacie potoczy się normalne postępowanie skargowe.
– Oczekiwałbym od Państwowej Inspekcji Pracy roli informacyjnej, edukacyjnej – dodał Paweł Śmigielski. – W ten sposób inspekcja pracy może bardzo pomóc Rzecznikowi Praw Obywatelskich, Ministerstwu Pracy, a także pracodawcom i związkom zawodowym. A przede wszystkim pracownikom. Oczekiwałbym ogólnospołecznej kampanii, jednoznacznie wskazującej na najważniejsze punkty w ustawie o ochronie sygnalistów. Bardzo liczę też na inspekcję pracy w kontekście zbierania doświadczeń i wniosków, bo podejrzewam, że będzie dużo uwag do ustawy i propozycji zmian. Spodziewam się, że Państwowa Inspekcja Pracy, która w taki czy inny sposób będzie monitorowała funkcjonowanie ustawy, przekaże nam swoje uwagi.
– Jako związki zawodowe mamy bardzo duże oczekiwania, ale mamy też świadomość, że za dużo nowych narzędzi prawnych ustawa o ochronie sygnalistów Państwowej Inspekcji Pracy nie dała, nad czym ubolewam – stwierdził Paweł Śmigielski.
– Wprawdzie nie ma w ustawie o ochronie sygnalistów zapisu, który by dawał nowe prawo do kontroli i ingerencji inspektora pracy, to my już się angażujemy we wdrażanie ustawy – zadeklarował Marcin Stanecki. – Zorganizowaliśmy niniejszy webinar, organizujemy infolinię, opracowaliśmy ulotkę i myślimy nad dalszymi działaniami edukacyjnymi. To wynika z dobrej woli, bo nie chcemy pozostać obojętni w obliczu tak daleko idącej zmiany, jaka zachodzi w naszym społeczeństwie, a jaką jest ustawa o ochronie sygnalistów. Doceniamy wagę tej ustawy. Może jest niedoskonała. Zgadzam się z jednak poglądem, który kiedyś wyraził profesor Makowski: „niezależnie, co o tej ustawie powiemy, jak bardzo jest ułomna, jak bardzo jest brzydka, jak bardzo jest nieatrakcyjna, to ona i tak wprowadza zmiany w myśleniu”. I tego się trzymajmy.
– I tym się zajmujemy. Bo czym jest procedura przyjmowania zgłoszeń sygnalnych? To nie jest źródło prawa pracy. I dlatego nie można inspekcji, która ma roboty od groma, obciążyć kolejnym obowiązkiem! – stwierdził prof. Arkadiusz Sobczyk.
prof. Arkadiusz Sobczyk, z Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Czym jest ochrona sygnalistów? To jest ochrona każdego, w tym pracowników. To nie jest prawo pracy. W moim przekonaniu, nakaz wprowadzenia procedur jest zadaniem publicznym i państwo powinno wprowadzić narzędzia nadzoru nad tym obowiązkiem. A ich nie ma. Ale to nie inspekcja pracy powinna mieć kolejny obowiązek. Według mnie, wymarzony byłby organ zewnętrzny, który w ramach swoich kompetencji mógłby kontrolować i nakładać kary finansowe.
– Też byłem zwolennikiem, żeby to organ centralny był odpowiedzialny za zgłoszenia sygnalne i miałby uprawnienia kontrolne. A jednocześnie mógłby nakładać kary administracyjne. Wtedy miałoby to sens – stwierdził Marcin Stanecki. – Może niebawem okaże się, że taka instytucja jest potrzebna. Być może też katalog zgłaszanych naruszeń będzie musiał zostać poszerzony, tym bardziej że już pojawiają się głosy, że mamy problem z osobą, która chce być sygnalistą, a dokona zgłoszenia innego niż w zakresie ustawy. Przecież ona też działa w dobrej wierze, ale nie skorzysta z ochrony tej ustawy. Jednak, moim zdaniem, należy się cieszyć, że robimy ten pierwszy krok, by w przyszłości zrobić to lepiej, skuteczniej.
– Silne państwo nie może żyć bez nadzoru – powiedział prof. Arkadiusz Sobczyk. – Dlaczego jest dramat z prawem pracy w Polsce? Bo kluczowa instytucja w tym kraju, czyli Państwowa Inspekcja Pracy, nie jest wspierana przez państwo ludźmi, kompetencjami. Czyli w istocie rzeczy państwo nie wykonuje swoich zadań. A w przypadku tej ustawy państwo się nawet nie zastanowiło, że powinno nadzorować coś, co leży w jego interesie i w interesie Unii Europejskiej.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy:
Państwowa Inspekcja Pracy w latach 2011-2021 zyskała netto 61 etatów na stanowisku inspektora. Przez jedenaście lat mamy 61 dodatkowych etatów, a proszę zauważyć, jak zmieniała się ustawa o Państwowej Inspekcji Pracy w zakresie działania. Skoro mamy 54 działania, w tym tak abstrakcyjne nawet jak ustawa o języku polskim, no to trudno, żeby ten organ był wydolny.
– Zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie ma nadzoru państwa w zakresie przestrzegania ustawy o ochronie sygnalistów. Dlatego rodzi się tak wiele wątpliwości, tak wiele pytań skierowanych chociażby do Państwowej Inspekcji Pracy o to czy będziemy przeprowadzać związane z nią kontrole, czy my jesteśmy tym organem właściwym do kontrolowania procedury, czy my będziemy weryfikować zaświadczenia, czy będziemy ingerować? – mówił Marcin Stanecki. – Tych pytań pojawia się wiele w sferze publicznej, bo ludzie instynktownie szukają właściwego organu.
– Bardzo zaintrygował mnie ten temat dotyczący organu, czy też jego braku. Nas jako związki zawodowe ludzie też będą pytali, dokąd udać się z danym problemem – zaznaczył Paweł Śmigielski. – I dlatego mam takie pytanie: czy panów zdaniem, sprawę rozwiązałoby powołanie nowego organu nadzorczo-kontrolnego, czy też dołożenie – mówiąc kolokwialnie – obowiązków z tej sfery któremuś z organów już istniejących?
– Wydaje się, że najbardziej spójne byłoby funkcjonowanie organu, który zajmuje się przyjmowaniem zgłoszeń zewnętrznych i nadzorem nad wykonywaniem obowiązków ustawowych – odpowiedział prof. Arkadiusz Sobczyk. – Przepraszam, ale mam wrażenie, że wciąż jeszcze większość z nas nie rozumie, o czym my teraz rozmawiamy. A mówimy o tym, że państwo polskie, pod presją Unii Europejskiej, otworzyło właśnie kilkanaście tysięcy nowych punktów zgłoszeń naruszeń prawa. A jeżeli państwo stworzyło taką masową przestrzeń, to nie może zrzec się nadzoru. I w tym sensie organ dedykowany byłby najlepszy.
– Wiele wątpliwości powstaje dlatego, że mamy tak wiele różnych rozwiązań, które mają na celu zastąpienie tej jednej instytucji – stwierdził Marcin Stanecki. – Zgadzam się z poglądem profesora Makowskiego, że te procedury zgłoszeń wewnętrznych będą… no bo będą. Będą na tej samej zakurzonej półce, na której leży ocena ryzyka zawodowego, akta osobowe. To będzie kolejna rzecz obrastająca kurzem. Bo kiedy firmy przypominają sobie o ocenie ryzyka zawodowego? Gdy padnie informacja, że jest kontrola, albo gdy dojdzie do wypadku. Wtedy zaczyna się weryfikacja, czy te dokumenty w ogóle istnieją. Dla świętego spokoju taka procedura powstanie, gdzieś tam zostanie rzucona, obowiązek spełniony… Powstaje też kwestia samego zawiadomienia policji. To będzie zgłoszenie o wykroczeniu, a nie o przestępstwie. To sprawy mniejszej wagi, nikt na policji nie będzie się tym ekscytował, bo łatwiej ukarać chuligana zakłócającego porządek, przynajmniej mieszkańcy będą wdzięczni. Zaś zajmowanie się tą nową procedurą to będzie czysta abstrakcja. Gdy policjant otworzy ustawę o ochronie sygnalistów, to… no, powiedzmy sobie szczerze, to nie jest prosta lektura.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy:
Reasumując, zgadzamy się wszyscy, że powinien być organ, nawet na wzór Państwowej Inspekcji Pracy, który by pełnił wszystkie obowiązki nadzorczo-kontrolne, miałby możliwość stosowania sankcji i weryfikowania ustawy w praktyce.
– Zgadzam się z tym stwierdzeniem, że nagle powstanie kilkanaście tysięcy punktów zgłoszeń naruszenia prawa. Zastanawiam się nad tym w kontekście zgromadzonej olbrzymiej wiedzy. I gdybym ja był podmiotem prawnym, pracodawcą, robiłbym wszystko, żeby tę wiedzę zatrzymać dla siebie. Wolałbym, żeby informacja o potencjalnym naruszeniu prawa, nawet jeżeli nie będzie prawdziwa, nie wyszła na zewnątrz, bo ona zniszczy mój wizerunek – dodał Marcin Stanecki.
– Wracamy tym samym do wagi procedur wewnętrznych i tym samym największego wyzwania dla podmiotów prawnych, żeby stworzyć procedurę wewnętrzną i wdrożyć w taki sposób, by informacja o większości nadużyć została wewnątrz organizacji – zauważyła Mirosława Brzostek-Kleszcz.
– Ważne, żebyśmy powiedzieli ludziom, którzy wezmą na siebie przyjmowanie zgłoszeń, że to jest bardzo odpowiedzialna funkcja. Trzeba na siebie wziąć realną odpowiedzialność i za dobro publiczne, i dobro zakładu pracy – stwierdził prof. Arkadiusz Sobczyk. – Jeszcze w ogóle nie mówiliśmy o tym, że rozmawiamy o organach zakładowych, w których ludzie ponoszą osobistą odpowiedzialność za to, że zrobią coś źle. Taką samą odpowiedzialność będzie ponosił niesprawiedliwie pomawiający i ten, który poprowadzi postępowanie w sposób, który zniszczy reputację przedsiębiorcy. Mówię o tym, bo procedura to procedura, ale kluczowy jest człowiek i jego podejście.
– Zgadzam się. Często człowiek przyjmujący zgłoszenie jest w trudniejszej sytuacji niż sam sygnalista, bo to on znajdzie się między młotem a kowadłem – podkreślił Marcin Stanecki. – Postawmy się na chwilę w miejscu takiej osoby. Z jednej strony musi być lojalna wobec pracodawcy, który daje jej wikt i opierunek, a z drugiej powinna być uczciwa i przestrzegać prawa. To musi być dla niej olbrzymi dysonans. Dlatego nie może to być osoba przypadkowa. Osoby przyjmujące zgłoszenia to będą tacy niewidoczni bohaterowie. Będą robić robotę, której nie widać, a jednocześnie mogą najmocniej oberwać z każdej strony i jeszcze ponieść odpowiedzialność karną.
– To musi być niezwykła osoba – powiedział Paweł Śmigielski. – Osoba, która cieszy się zaufaniem pracowników. Już teraz widać, że będzie to jedna, dwie, góra trzy osoby. Tak, aby informacja nie wyrządziła szkody pracodawcy. I w tym kontekście zastanawiam się, czy prawidłową praktyką jest wyznaczenie całego wieloosobowego działu HR do przyjmowania takich zgłoszeń. W mojej ocenie, gdy kilkadziesiąt osób dostanie takie upoważnienie, to wcześniej czy później nastąpi wyciek danych.
– Nieprzypadkowo dyrektywa mówi „osoba bądź wydział”, co sugeruje, że organ jest jednoosobowy co do zasady. Bo prowadzimy tu „postępowania w sprawie” i ktoś musi podejmować decyzje. Dlatego organ kolegialny nie jest dobrym wyborem. Wydziały mają sens jedynie w bardzo dużych organizacjach, w których warto rozproszyć przyjmowanie zgłoszeń – powiedział prof. Arkadiusz Sobczyk.
– No i właśnie wybór tych osób do przyjmowania i prowadzenia spraw, to będzie z punktu widzenia przedsiębiorcy najtrudniejsze zadanie podczas sporządzania całej procedury wewnętrznej. To musi być sprawdzona osoba, łącząca takiego trochę zakładowego radcę prawnego i inspektora ochrony danych osobowych – stwierdził Juliusz Wrębiak.