Historia Państwowej Inspekcji Pracy
Dekret tymczasowy z 3 stycznia 1919 roku „O urządzeniu i działalności inspekcji pracy” został podpisany przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego w burzliwym czasie, gdy na zachodzie Europy przygotowywano konferencję pokojową, na wschodzie trwała zaś krwawa rewolucja bolszewicka. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski szukała natomiast sposobu, aby wzorem tej rewolty przejąć władzę w Polsce. Powstanie wielkopolskie, powstania śląskie, spory o granice z Litwą i Ukrainą, Wolne Miasto Gdańsk. Niełatwe to były czasy, wymagające nie tylko integracji ziem okupowanych przez ponad 100 lat przez zaborców, ale także odbudowy przemysłu zniszczonego w czasie wojny.
W takich okolicznościach inspektorzy pracy jako przedstawiciele władz państwowych częstokroć pierwsi docierali do protestujących robotników i rozładowywali niepokoje społeczne. Skutecznie negocjowali ustępstwa ze strony ówczesnych przedsiębiorców szukających miejsca w odradzającej się gospodarce. Długotrwałe prowadzenie walk przez zmagające się wrogie armie na ziemiach Polski, następnie okupacja niemiecka i austriacka oraz ich polityka gospodarcza w całym kraju spowodowały ruinę przemysłu i wyniszczenie gospodarcze.
W pierwszych kadrach inspektorów pracy znaleźli się przedwojenni działacze socjalistyczni i rewolucyjni, doświadczeni bojownicy, nierzadko po przebytych więzieniach i katorgach na dalekim wschodzie Rosji. Większość inspektorów pracy wywodziła się z PPS. Dla nich Marszałek Piłsudski był największym autorytetem. Dopiero w drugiej połowie lat dwudziestych i na początku lat trzydziestych w inspekcji pracy zaczęła dominować obecna do dziś zasada apolityczności i neutralności. Długo jeszcze wielu inspektorów czuło się przede wszystkim obrońcami pracowników, a nie „egzekutorami” bhp i prawa pracy.
Początkowo inspekcja pracy obejmowała swym zasięgiem ziemie byłej Kongresówki i województwo białostockie. W kolejnych latach przejmowała ziemie byłego zaboru pruskiego, austriackiego i rosyjskiego, gdzie w pierwszych latach wolnej Polski ciągle obowiązywały regulacje narzucone przez byłych okupantów.
Przy braku jednolitych przepisów prawnych, inspektorzy podczas rozwiązywania sporów niejednokrotnie doprowadzali do zawarcia umowy pomiędzy załogą a pracodawcą. Takie umowy zawierały liczne regulacje dotyczące urlopów, pracy kobiet i dzieci. Przy ich negocjacji niebagatelne znaczenie miała wiedza, doświadczenie i opanowanie inspektorów pracy, którzy musieli najpierw przekonać obie strony do ustępstw, aby następnie rozwiązać spór między nimi.
Wielu przedsiębiorców, szczególnie tych prowadzących małe firmy, niechętnie jednak siadało do stołu negocjacyjnego. Nawet, gdy zgodzili się na podpisanie ugody z załogą, po powrocie do pracy bywało, że zwalniali wcześniejszych negocjatorów. Zła sytuacja gospodarcza w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości powodowała, że pracownicy w obawie o utratę zatrudnienia niechętnie ujawniali przypadki przekroczenia przepisów przez przedsiębiorców zarówno dotyczące ich ochrony, ograniczeń co do czasu pracy, jak też zaniżania czy niewypłacania im wynagrodzeń.
Inspektorzy pracy uczestniczyli też w niezwykle istotnym społecznie urzędowym obliczaniu ustawowej podwyżki wynagrodzeń robotników o wskaźnik inflacji i dodatkowy wskaźnik wzrostu kosztów utrzymania. Ta procedura co roku była powodem protestów robotników, dzięki czemu udawało im się wywalczyć nie tylko podwyżki, ale także pewne przywileje. Druga połowa lat dwudziestych upłynęła z tego powodu na corocznych wiosennych strajkach robotników domagających się podwyżek ustalanych centralnie przez ministerstwo pracy, czy też komisje rozjemcze lub arbitrażowe, które pomagały w rozstrzyganiu takich sporów. Prym w tych protestach wiedli górnicy, hutnicy i pracownicy przemysłu metalurgicznego.
Najwięcej kłopotów w negocjacjach mieli inspektorzy pracy w zakładach użyteczności publicznej. Do tego stopnia, że początkowo rozmowy między władzami rządowymi i miejskimi a pracownikami były prowadzone przez głównych inspektorów pracy, najpierw Franciszka Sokala, a następnie Mariana Klotta. To wtedy Związek Zawodowy Pracowników Komunalnych wywalczył prawo do wyrażania zgody na zwolnienia pracowników i najmowanie nowych do pracy.
O powadze tych protestów niech świadczy historia jednego z takich sporów, rozgrywającego się w okresie wojny bolszewickiej, który na kilka dni zablokował stolicę, działające w niej instytucje rządowe i przedsiębiorstwa prywatne. Zaczęło się od lokalnego zatargu w jednej z warszawskich fabryk metalowych, który szybko przerodził się w paraliż wszystkich firm w tej branży. Na znak solidarności do metalowców przyłączyły się zakłady użyteczności publicznej: stołeczna elektrownia, gazownia i tramwaje. Po tym, jak miasto zostało unieruchomione brakiem prądu i komunikacji, inspekcja pracy z inspektor Zofią Prauss na czele doprowadziła do spotkania wszystkich zwaśnionych stron. Negocjacje przy świecach w budynku ministerstwa pracy trwały całą noc. Dopiero nad ranem udało się podpisać porozumienie z rządem, a o świcie związkowcy rozwieźli do swoich zakładów pracy informacje o zakończeniu strajku.
Przez całe dwudziestolecie międzywojenne rozjemstwo było istotną częścią działalności inspektorów pracy, z nasileniem tego typu spraw w okresie hiperinflacji w 1923 roku czy kryzysu gospodarczego z 1929 roku i lat następnych. Prawie połowa robotników straciła wtedy pracę, a pozostali zarabiali coraz mniej. Do tego dochodziły prymitywne warunki zatrudnienia i zmuszanie do pracy ponad siły nie tylko mężczyzn, kobiet ale i dzieci, co powodowało liczne i tragiczne w skutkach wypadki przy pracy i lawinowy wzrost stwierdzanych chorób zawodowych.
W pierwszym wydaniu „Inspektora Pracy” z 1929 roku, czasopisma branżowego skierowanego do inspektorów, znalazł się taki oto opis tej procedury:
Nowe prawo pozwala przejść do porządku dziennego nad sankcjami karnemi ustawowemi i daje inspektorom pracy nową, nieznaną dotychczas broń przeciwko opornym przedsiębiorcom, mianowicie nakaz. Cechą nakazu jest to, że winny, składając rekurs, może prosić o wstrzymanie wykonania zarządzeń nakazu, może prosić instancję wyższą w ogóle o uchylenie nakazu. Nakaz nie może być suchą procedurą protokólarno-karną, wyraża on niezadowolenie inspektora z istniejącego stanu rzeczy i podnosi odpowiedzialność, powinien zawierać w tekście swym głębokie umotywowanie swej niezbędności.
Inspektorzy zyskali też prawo do karania pracodawców grzywną za niewykonanie ich żądań czy niestawienie się pracodawcy w biurze inspekcji na wezwanie. Tam, gdzie tej kary nie można było ściągnąć, krnąbrny pracodawca mógł trafić do więzienia. Pracodawcy mieli jednak wielostopniową procedurę odwoławczą od nakazów inspektorskich. Najpierw do specjalnej komisji wojewódzkiej, która miała obowiązek rozstrzygnąć spór w ciągu tygodnia, a następnie do komisji działającej przy ministrze pracy.
Na początku lat trzydziestych, by polepszyć częstokroć niebezpieczne dla zdrowia warunki pracy, inspekcja podjęła ścisłą współpracę z Kasami Chorych, na które został nałożony obowiązek przekazywania informacji o chorobach zawodowych. Inspektorzy zyskali wtedy dostęp do danych na temat schorzeń, na jakie zapadali najczęściej pracownicy i lokalizacji zakładów pracy, w których do tego dochodziło. W ten sposób mogli, wykorzystując nakazy, skuteczniej ograniczać negatywny wpływ czynników środowiska pracy na zdrowie pracowników. Po tym, jak w 1933 roku powołane zostały cztery Zakłady Ubezpieczeń Społecznych: Ubezpieczenia od Wypadków, Ubezpieczenia Emerytalnego Robotników, Ubezpieczenia Pracowników Umysłowych i Ubezpieczenia na Wypadek Choroby i Macierzyństwa, został wdrożony nowatorski system różnicowania składek na ubezpieczenia społeczne w zależności od warunków pracy panujących w danym zakładzie pracy. Nowy system był tak skonstruowany, że przedsiębiorcy dbający o bezpieczeństwo pracy mogli w ten sposób zaoszczędzić sporą część płaconych składek. Każdorazowo o taryfie składek decydował inspektor bezpieczeństwa pracy z ZUS, który oceniał na miejscu w zakładzie poziom zabezpieczeń pracowników, stan oświetlenia, ogrzewanie i wentylację pomieszczeń czy przyjęcie zasad postępowania w razie wypadku przy pracy. Niemałą rolę odgrywali tu także inspektorzy pracy, którzy współpracowali z inspektorami ZUS-u w czasie ich kontroli i dzielili się z nimi własnym doświadczeniem i wynikającymi z tego spostrzeżeniami na temat działania danego zakładu pracy.
Po zakończeniu światowego kryzysu gospodarczego w Polsce nastąpił silny rozwój przedsiębiorczości. Rząd inwestował w liczne zakłady budowane w ramach Centralnego Ośrodka Przemysłowego. Gwałtowne zmiany spowodowały nadmierne obciążenie inspektorów pracy, którzy już wcześniej nie narzekali na brak obowiązków. Najtrafniej ujął to ówczesny Główny Inspektor Pracy Marian Klott w referacie z 1937 roku „Inspekcja Pracy w Polsce”:
Nie ma takiego aktu ustawodawczego w zakresie spraw społecznych, który by nie obciążał inspektorów pracy coraz to nowymi pracami na coraz to nowych odcinkach. (…) Jeżeli inspektor pracy ma mieć przed sobą jakąś perspektywę awansu, dojścia do jakiejś niezależności w życiu osobistym i społecznym, to nie można człowiekowi, od którego wymaga się wiedzy technicznej, ekonomicznej, sądowej, hartu, taktu, inicjatywy, odwagi, jako szczyt kariery zaproponować 260 zł miesięcznie!
Po zakończeniu kryzysu gospodarczego wiele zakładów wznawiało produkcję nie troszcząc się o bezpieczeństwo. Stąd też odnotowano w tamtych latach bezprecedensowy wzrost liczby wypadków przy pracy. Inspektorzy zauważyli wtedy zjawisko cichej zgody pracowników na wydłużanie ich czasu pracy poza ustawowe normy i zaniżanie ich wynagrodzeń, co w ocenie inspektorów tworzyło nieuczciwą konkurencję w stosunku do tych pracodawców, którzy sumiennie przestrzegają układów zbiorowych. W ostatnich latach II Rzeczpospolitej inspektorzy pracy nagminnie karali takie postępowanie, aż sądy rozpatrujące odwołania firm, szczególnie w Łodzi i Warszawie, musiały powołać dodatkowe referaty karne do ich załatwiania.
Stabilizacja gospodarki po 1934 roku pozwoliła inspektorom pracy zająć się zdrowiem robotników przemysłowych. Gromadzone dane wskazywały bowiem na dużą liczbę wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Dzięki ściślejszej współpracy inspektorów i lekarzy ZUS z pracodawcami udało się w krótkim czasie znacząco ograniczyć liczbę wypadków przy pracy. Zajmowano się m.in. koordynowaniem tworzenia w poszczególnych zakładach pracy „służby bezpieczeństwa pracy”. Pomysłowość ówczesnych służb podejmujących się nieformalnych działań wywołała efekty niemożliwe do zapisania w obowiązujących w tamtym czasie przepisach. Przykładem może być tu Sieć Samarytańska utworzona w Rembertowskich Zakładach Pirotechnicznych, która miała na celu błyskawiczne reagowanie na nawet najlżejsze wypadki pracowników, a w razie poważniejszych zdarzeń specjalnie wyznaczeni do tego pracownicy mieli organizować jak najszybsze udzielenie pierwszej pomocy i transport do lekarza pracownika, który uległ wypadkowi. Takie służby organizowane samodzielnie przez przedsiębiorców w innych zakładach pracy, w bardzo krótkim czasie znacząco poprawiły warunki zatrudnienia tysięcy robotników.
W działaniach inspekcji pracy w pierwszych 20 latach jej istnienia wyraźna jest troska o poprawę warunków pracy kobiet i dzieci.
Dość częstym zaleceniem inspektorów pracy było „dostarczenie kobietom siedzeń do pracy wykonywanej dotychczas niepotrzebnie na stojąco”. Przedstawicielki kobiecej inspekcji pracy, które z urzędu zajmowały się kontrolowaniem warunków pracy kobiet i młodocianych, stosowały nieszablonowe metody na zmianę podejścia ówczesnych przedsiębiorców do tej kwestii. Pierwsze próby rozpoczęto wiosną 1930 roku w wydziale robotniczym Państwowego Monopolu Spirytusowego poprzez wprowadzenie prowizorycznych stołków do siedzenia przy wannach do mycia butelek. Prostopadłe ściany przeszkadzały w zastosowaniu zwyczajnego krzesła i umieszczeniu kolan tak jak przy normalnej pozycji siedzącej. Prowizoryczny stołek do wanny przeszedł rozmaite formy ewolucyjne i ostatecznie miał postać krzesełka z podstawką do nóg, uczepionego do wanny przy pomocy dwóch haków. Jednocześnie w wyniku starań inspektorek władze monopolu zdecydowały się na niemałą inwestycję, by poprawić warunki zatrudnienia kobiet. Zaprojektowano nowy typ wanien, co dało pracownicom możność siedzenia przy pracy na normalnym krześle.
Z kolei w Polskim Monopolu Tytoniowym starania inspektorek pracy zbiegły się ze standaryzacją umeblowania fabrycznego. Dzięki temu jeszcze na początku 1930 roku, zaprojektowano nowe stoły do niektórych fabryk i wygodne krzesła. Ze względu na brak oczywistych obecnie standardów w tym zakresie czy wsparcia instytutów naukowych zajmujących się ergonomią pracy, problemem okazało się przeprowadzenie badań pozwalających na określenie wysokości, rozmiarów i rodzaju stołka ułatwiającego robotnicy wykonywanie poszczególnych czynności przy maszynie. Takie badania dyrekcja przeprowadziła więc… przy udziale urzędniczki, dawnej robotnicy, która wypróbowała pracę przy wszystkich maszynach kolejno na krześle specjalnie skonstruowanym przez jedną ze stołecznych fabryk mebli. Krzesło miało ruchomą wysokość, dostosowaną do wzrostu robotnicy, oparcie dla nóg oraz możliwość obrotu dokoła własnej osi. Co ciekawe, ku zaskoczeniu majstrów, badania wykazały, że nie ucierpiała na tym wydajność pracy, zmniejszyło się natomiast zmęczenie robotnic. Po zakończeniu badań, Dyrekcja Polskiego Monopolu Tytoniowego zaleciła we wrześniu 1930 roku wprowadzenie pracy siedzącej kobiet we wszystkich swoich fabrykach.
Inspektorki pracy z Głównego Inspektoratu Pracy w Warszawie zabiegały o to, by największe fabryki organizowały przyzakładowe przedszkola dla dzieci pracownic. Taki obowiązek miały firmy, w których było zatrudnionych ponad 100 pracownic. Początkowo przedsiębiorcy bezwzględnie bronili się przed tym obowiązkiem zwalniając „nadwyżkę” kobiet. Dyrektor Zakładów Philipsa oświadczył wręcz jednej z inspektorek – Marii Kristowej, że w jego fabryce żłobek nie jest i nie będzie potrzebny, gdyż firma zwalnia natychmiast pracownicę, która wyjdzie za mąż lub zajdzie w ciążę.
Pomocna w tym zakresie okazała się współpraca z państwowymi firmami i tworzenie właściwych wzorców do naśladowania. Przykładem tego może być rozpoczęta w 1930 roku akcja na terenie przedsiębiorstw państwowych, zmierzająca do pogłębienia ochrony kobiet w okresie ciąży. Z inspiracji inspektorek pracy Monopol Spirytusowy oraz jedna ze stołecznych fabryk wojskowych wprowadziły system wypożyczania robotnicom w ciąży wypraw położniczych oraz wydawania pasów brzusznych na okres ciąży. Krótko potem zasadę tę wprowadzono na terenie wielu innych fabryk.
„Kobieca inspekcja pracy” starała się też o ograniczenie nadmiernie ciężkiej pracy kobiet. Rozpoczęto badania, które miały na celu wprowadzenie norm ochronnych dla pracownic. Kobiety postrzegane były wtedy przez przedsiębiorców jako tania siła robocza.
Z kontroli przeprowadzonych przez inspektorki pracy wynikało też, że były one zatrudniane do najcięższych prac, na otwartym powietrzu przy ładowaniu piasku na odkrywkach w kopalniach węgla czy przy piecach prażalnych w kopalniach rudy żelaza. Jedna z inspektorek szczegółowo opisała pracę „strycharek”, tj. robotnic formujących ręcznie cegłę ogniotrwałą. Musiały one najpierw włożyć glinę do drewnianej ramy, a następnie dla prawidłowego uformowania cegły całym wysiłkiem uderzyć glinę 3-6 razy pałą drewnianą ważącą około 4 kg. Mniejsze trzeba było formować na stole, większe natomiast na ziemi, co powodowało, że robotnica ubijając glinę ciężką pałką musiała się bardzo nisko schylać. W ten sposób wyrabiała 400-500 cegieł dziennie! Ponadto używany przy tej pracy olej wywoływał widoczne na rękach i nogach strycharek zmiany na skórze.
Jednym z kluczowych zadań inspekcji pracy w latach trzydziestych stała się poprawa warunków zatrudnienia i przestrzegania zakazu pracy dzieci poniżej 15. roku życia. Zdarzały się przypadki zatrudniania dzieci siedmioletnich, np. jako pomoc domowa. Najmłodsi pracowali także w przemyśle i rolnictwie.
Do takiej pracy zmuszała dzieci trudna sytuacja ekonomiczna. Nawet niewielkie wynagrodzenie dziecka stanowiło nierzadko jedyne źródło utrzymania dla wieloosobowej rodziny. O tym, jak trudne decyzje musieli podejmować w tamtych latach inspektorzy, świadczą przypadki, gdy wskutek zakazu takiego zatrudnienia do inspektora pracy zgłaszała się wdowa mająca pod opieką kilkoro dzieci lub ojciec nie mogący podjąć zatrudnienia ze względu na zły stan zdrowia z prośbą o umożliwienie pracy dzieciom. Skazywało to bowiem ich rodziny na jeszcze większe ubóstwo i głód. Jedną z metod przeciwdziałania temu zjawisku było utworzenie w Krakowie „świetlicy” dla pracujących dzieci, gdzie byli kierowani wszyscy mali pracownicy. Mogli tam liczyć na opiekę lekarską i posiłek. Dopiero w 1933 roku, gdy wreszcie przestały maleć zarobki robotników, inspekcja pracy z zadowoleniem odnotowała znaczący spadek zatrudnienia najmłodszych dzieci.
Wiele nieprawidłowości dotyczyło legalnego wówczas zatrudniania nastolatków powyżej 15. roku życia. Przeciętnie w ten sposób pracowało ok. 20 tys. chłopców i 5 tys. dziewczynek. Najczęściej w bardzo trudnych warunkach. Jak pisał w 1936 roku jeden z lekarzy badający młodocianych w czasie ich pracy: Dyskwalifikacja młodocianego, ze względu na niezwykle ciężkie warunki egzystencji rodzin robotniczych jest stosowana rzadko, na pewno zbyt rzadko. Działo się to pomimo zatrważających wyników badań lekarskich. Sinica i chłód kończyn, zwłaszcza rąk (dużo rzadziej nóg), było zjawiskiem tak masowym, że tylko u nielicznych chłopców nie stwierdzono tych objawów.
Wcale nie lepiej było w przypadku uczniów zatrudnionych w przemyśle i rzemiośle. Opis inspektorki z IV Okręgu podaje ilustrację tego stanu rzeczy na przykładzie ucznia jednego z warsztatów.
Uczeń młodociany budzony był o godz. 3 rano i pracował do godz. 22; oprócz prac które wykonywał w warsztacie, mył podwórze, ustępy, klatki schodowe, czyścił śmietnik, zamiatał podwórze, rąbał drzewo, kopał ogród, chodził z bielizną do magli, bito go przy tym po twarzy i wymyślano najordynarniejszymi wyrazami. W niedzielę od godz. 10 musiał stróżować przed sklepem, w którym odbywała się sprzedaż mięsa, aby dać znać o zbliżeniu się policjanta. W zimie przy takim stróżowaniu na silnym mrozie dostał krwotoku, jednakże mistrz nie pozwolił chłopcu położyć się do łóżka uważając, że ten symuluje chorobę. Przed większymi świętami chłopiec musiał dozorować sklep przez całą noc, ponieważ było więcej towaru niż zwykle. Sypiał w komórce, w której był zrujnowany piec, drzwi dziurawe, a na ścianach srebrzył się mróz.
Z pewnością nie był to odosobniony przypadek. Choć ówczesne przepisy chroniły młodocianych uczniów zatrudnianych do nauki zawodu, jednak często okazywało się, że łączenie pracy z nauką w szkole w przypadku wielu takich uczniów było ponad siły. Dlatego stołeczna inspekcja pracy organizowała dożywianie uczniów szkół wieczorowych serwując im ciepłe posiłki.
Inspekcja pracy w okresie międzywojennym zajmowała się nie tylko egzekwowaniem przestrzegania powstającego wówczas prawa pracy, ale także kształtowaniem sytuacji pracowników.
W tamtym okresie dopiero były ustalane normy ochronne nie tylko dla młodocianych, ale dla także kobiet i mężczyzn. Szczególnie ci ostatni byli narażeni na działanie różnych chemikaliów i metali ciężkich używanych wówczas powszechnie w przemyśle. Choć miały one niszczący wpływ na stan zdrowia robotników, potrzeba było wiele wysiłków i badań, aby ograniczyć ich wykorzystanie przy produkcji. Dopiero niezbite dowody szkodliwego oddziaływania chemikaliów wykorzystywanych powszechnie w przemyśle (połączenie ich z negatywnymi skutkami dla zdrowia i życia pracowników) dawało argumenty mobilizujące przedsiębiorców do poszukiwania innych rozwiązań i procesów produkcji. Wskutek tych starań polskie zakłady pracy przechodziły prawdziwe przeobrażenie: z nieprzyjaznych dla pracownika, od którego oczekiwano całodniowej pracy na stojąco lub na służącym za stołek pieńku, do miejsc wyposażonych w ergonomiczne i lekkie krzesła czy wentylację odsysającą niebezpieczne dla zdrowia wyziewy.
Duży wpływ na działania inspekcji pracy miały wówczas sygnały płynące z Biura Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie, gdzie rozpoczynały się przygotowania do objęcia ochroną nie tylko tych pracowników, którzy ulegli wypadkom w czasie pracy, ale także ze względu na warunki zatrudnienia zapadli na choroby zawodowe. Przygotowując się do tych zmian, inspektorzy pracy z poszczególnych okręgów namawiali lekarzy ZUS-u do prowadzenia badań profilaktycznych pracowników. Zgodnie z wytycznymi MOP zmieniono rejestry wypadków przy pracy, tak by w statystykach podkreślić przyczynę wypadku, a nie jego skutek. Dzięki temu inspektorzy pracy zaczęli zwracać jeszcze baczniejszą uwagę na wykorzystywane w przemyśle maszyny, których działanie było najczęstszą przyczyną wypadków.
A takich zdarzeń było naprawdę dużo. Dość wspomnieć, że w 1936 roku doszło do 44,5 tys. wypadków. W następnym roku zarejestrowano aż 56 tys. wypadków.
Halina Krahelska to jedna z najważniejszych postaci dwudziestolecia międzywojennego, które zapisały się w historii polskiej inspekcji pracy. Była w niej praktycznie od początku. Zajmowała się problemami robotników, kobiet i pracowników młodocianych.
To dzięki jej uporowi polskie żłobki przyfabryczne stały się także dla innych państw wzorem opieki nad dziećmi robotnic. Przy jej udziale zostało rozwiązanych wiele sporów zbiorowych oraz zatargów pomiędzy przedsiębiorcami i robotnikami.
Zmarła z wycieńczenia 19 kwietnia 1945 roku, 11 dni przed wyzwoleniem obozu w Ravensbrück, w którym została osadzona przez Gestapo za działalność niepodległościową. Zostawiła po sobie niezwykły dokument, spisany ołówkiem, zawierający jej przemyślenia dotyczące organizacji inspekcji pracy w wolnej już Polsce po zakończeniu II Wojny Światowej. Wiele z jej uwag i spostrzeżeń pozostaje aktualnych także dzisiaj.
Urząd powołany do obrony praw, życia, bezpieczeństwa i zdrowia człowieka wykonującego pracę wytwórczą, wówczas tylko zdoła sprostać swoim zadaniom, jeśli potrafi stać się czujną strażą przy człowieku pracy, dostrzegając każde grożące mu niebezpieczeństwo, zapobiegając krzywdom, biorąc go w obronę przed wszelkim bezprawnym ograniczeniem jego w prawach, przyznanych mu przez państwo. Stąd wynika konieczność ciągłego czuwania, ciągłej ruchliwości, wrażliwości, ogromnej sprawności inspektorów pracy, ponadto zaś głębokiego rozumienia samej istoty zagadnień pracy oraz umiejętności właściwego działania.
Z Wytycznych w sprawie organizacji Inspekcji Pracy w Polsce Niepodległej po II Wojnie Światowej:
Rzecz najważniejsza do przeprowadzenia w ustawodawstwie (…) to zasada ograniczania wysiłku robotnika do granic, jakie zakreśla jego ustrój fizjologiczny, tzn. serce, płuca, mózg, system nerwowy, żołądek itp. (…) Sądzę, że żadne cele państwowe, ani przebudowa ustroju gospodarczego, ani – tym mniej – cele zbrojeń i wojny, która jest i pozostanie najgorszym nieszczęściem ludzkości, nie upoważniają zbiorowości do sztucznego skracania życia człowieka.
W mojej pracy inspektorskiej zaryzykowałam – z inicjatywy telefonistek z Pasty, eksperyment wprowadzenia zasady ograniczenia ich wysiłku, zupełnie potwornie wyśrubowanego i rozstrajającego u wielu całkowicie: serce, cały system nerwowy, powodujący zaburzenia psychiczne, zmiany w słuchu, we wzroku itp. Ponieważ udało się znaleźć zrozumienie u przedstawicieli zainteresowanych ministerstw (spraw wewnętrznych, urzędu zdrowia, przy odmiennym stanowisku poczt i telegrafów), więc badania nasze były uwieńczone poważnym dorobkiem badań lekarskich (szereg specjalistów), którzy wymienione zmiany i zniekształcenia stwierdzili.
Główny Inspektor Pracy ustanowił w 1989 roku nagrodę jej imienia, przyznawaną za wybitne osiągnięcia w dziedzinie prewencji zagrożeń zawodowych, nadzoru i kontroli przestrzegania prawa pracy, wynalazczości, projektowania i wdrażania bezpiecznych technik i technologii w zakresie ochrony pracy, a także popularyzacji prawa pracy i ochrony zdrowia oraz bezpieczeństwa pracy.
Po zakończeniu II wojny światowej, która pochłonęła miliony ludzkich istnień, nowa władza ludowa przystąpiła do reaktywowania inspekcji pracy.
Podczas wojny inspekcja pracy utraciła 20 inspektorów pracy. W sierpniu 1944 roku zostały utworzone pierwsze jej komórki, a w 1945 roku inspekcja pracy objęła działalnością cały kraj.
W rezultacie drugiej wojny światowej zdewastowana została cała gospodarka i zniszczona większość zakładów pracy. Pierwsze lata powojenne wypełniła ich odbudowa. Rozpoczął się też proces szybkiej industrializacji kraju, powodujący napływ do przemysłu milionów pracowników. W okresie kilku lat stan zatrudnienia zwiększył się o ponad 70 proc. – z 3,6 milionów pracowników w 1948 roku do 6,7 milionów w 1955 roku. Pracownicy ci zostali wchłonięci przez liczne nowe zakłady pracy, produkujące w oparciu o nieznane dotąd metody pracy, procesy technologiczne i urządzenia. Wśród tych pracowników znalazły się setki tysięcy chłopów, nie posiadających żadnych umiejętności pracy w zespole oraz związanego z tym poczucia dyscypliny, nie obeznanych nie tylko z nowoczesną techniką, lecz nawet z najprostszymi zasadami organizacji i kultury pracy.
Podstawą działalności inspekcji pracy w tym czasie było nadal rozporządzenie Prezydenta RP z 1927 roku, więc kierował nią Główny Inspektor Pracy. Teren całego kraju został podzielony na 19 okręgów obejmujących tereny poszczególnych województw i 102 obwody obejmujące teren od jednego do trzech powiatów. Nadzorowi obwodowego inspektora pracy podlegały wszystkie zakłady pracy położone na terenie obwodu.
Do wykonywania nadzoru nad warunkami pracy w podstawowych gałęziach gospodarki, wymagającego dokładnej znajomości tych warunków, powołano prócz tego 17 specjalnych inspektorów pracy, będących konsultantami dla poszczególnych branż w sprawach techniki bezpieczeństwa pracy.
Inspektorzy pracy, których większość pochodziła z przedwojennego naboru, nie cieszyli się jednak zaufaniem nowej komunistycznej władzy. W 1950 roku w myśl ustawy „o terenowych organach jednolitej władzy państwowej” 102 obwody inspekcji pracy zostały przekształcone w 152 referaty inspekcji, ochrony i higieny pracy w wydziałach pracy i pomocy społecznej prezydiów powiatowych i miejskich rad narodowych. Przeniesienie inspektorów w struktury lokalne spowodowało odsunięcie ich od dotychczasowych zadań.
Skutkiem tych przemian był drastyczny wzrost, do ponad 200 tys. rocznie, liczby wypadków przy pracy, w tym także śmiertelnych, których liczba w 1950 roku i kolejnych latach przekraczała 2 tys. rocznie. Należy podkreślić, że liczba wypadków w tym okresie była kilkukrotnie wyższa niż w okresie przedwojennym, co jest szczególnie wymowne, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że w wyniku działań wojennych, represji okupacyjnych i pookupacyjnych, emigracji, a także znacznej utraty terytorium, a co za tym idzie również liczby ludności – zatrudnienie w 1950 roku było znacznie niższe niż w latach trzydziestych.
Centralizacja i podporządkowanie władzy komunistycznej niemal wszystkich dziedzin życia społecznego, gospodarczego, a przede wszystkim politycznego nie ominęły również inspekcji pracy.
III Kongres Związków Zawodowych obradujący w 1954 roku „uznał”, że dotychczasowa rozproszona organizacja inspekcji pracy nie odpowiada „potrzebom budownictwa socjalistycznego w Polsce”. Opowiedziano się za przekazaniem związkom zawodowym uprawnień w zakresie ochrony pracy i przekształceniem inspekcji w branżową i techniczną inspekcję pracy. Ostatecznie dekretem z 10 listopada 1954 roku związki zawodowe przejęły nadzór nad ochroną pracy w PRL-u. Techniczni inspektorzy pracy, którzy podlegali branżowym związkom zawodowym, skupili się na kontrolowaniu zakładów pracy w branży, w której zostali powołani.